środa, 17 października 2012

Przejęzyczenia – 對不起我的中文不好


Sponsorem dzisiejszego wpisu jest skoczna piosenka dotycząca kompetencji językowych, którą śpiewaliśmy (no dobra – wyliśmy na różnych poziomach gwałcenia dobrego smaku i poprawnej wymowy…) na zajęciach w ramach nagrody bonusowej.


Klip zaczyna się od scenki rodzajowej (przetłumaczę bo napisów na tą część nie przewidzieli):
Lokals (L) – Hej, Amerykanin, zapraszam!! [Tytułem komentarza - każdy białas jest Amerykaninem lub ewentualnie Francuzem albo Niemcem, a każdy śniady to Hiszpan lub Meksyk :D nawet taki ewidentnie śniady z haczykowatym arabsko- indyjskim nosem]
Białas (B) Nie jestem Amerykanin tylko Angol i poproszę spanie.
L: ooo, pan bardzo zmęczony? chce pan spać?
B: nie chcę !!! Jestem głodny!!! i chcę zjeść spać!!!
L (domyślny, szybko zatrybił, widać nie pierwszy raz taką sytuację przerabiał): aaaa pierożki!!!
B (kulturowo obyty): Pokornie proszę o wybaczenie bo nie śmiem spojrzeć w twe oczy/Przepraszam, mój chiński nie jest dobry…
Teraz – o źródle tej pomyłki. Chiński jest językiem miauczącym. Znaczy, posiada tony, w liczbie 4+1. I te tony są cechą dystynktywna, prościej – zmieniają znaczenie… Czasem diametralnie, np
mǎi 買 (kupić) i mài 賣 (sprzedać).
A w piosence rzecz kręci się wokół sposobów na wymowę shui jiao, czyli 水餃 (Shuǐjiǎo) vs 睡覺 (Shuìjiào). Innymi słowy, łatwo nie jest, w brzuchu ci burczy i marzysz  o pysznym pierożku z mięskiem, a zdziwiony kelner podaje ci poduszkę i kołderkę… :D
NO dobra, w knajpie raczej bez względu na tony zakumają co ci w duszy gra… Aczkolwiek  moja słodka i urocza Ye laoshi uznała za stosowne uraczyć nas urban legend albo mrożącą krew w żyłach historią o tym, do czego prowadzi zlewanie tonów, zwłaszcza jeżeli jest się białasem płci męskiej (laoshi nie lubi białasów/czarnuchów/innych pastowanych i niedomytych płci męskiej, z kolei oni darzą ją uczuciami gorącymi i nieodwzajemnionymi).
A było to tak. Jeden pan polazł se do chińskiej knajpy i ujrzawszy tam śliczną* kelnerkę nie trybiącą w barbarzyńskich narzeczach typu basic English postanowił być miły i szarmancki i zamówienie złożyć w języku lokalnym.  Zapytał:
Yi wan shui jiao duo shao qian?
I zaliczył liścia. Dlaczego?
On chciał zapytać po ile półmisek pierogów 一 碗水餃 是多少錢?(Yī wǎn shuǐjiǎo shì duōshǎo qián?)
Ale powiedział coś co najbardziej podobne było do było do:
一晚睡覺 是多少錢? ( Yī wǎn shuìjiào shì duōshǎo qián?) czyli ile za noc spania ( w domyśle – z tobą, śliczna kelnereczko, dostarczycielko żarełka i innych rozkoszy…) Taki malutki niuansik, a potem buzia boli, oj boli, bo tutejsze dziewoje niby takie słodkie i bezradne i ogólnie słabiutkie ale jednak przywalić potrafią…
Innym niuansem, z którego bezlitośnie podśmiechuje się TangXin jest moje qing wen, które z rzadka wychodzi z 4 tonem a częściej z drugim, w związku z tym zamiast – czy mogę zapytać/pytanie retoryczne alias zwrot grzecznościowy poprzedzający przejście do rzeczy w rodzaju -od gdzie kupiłaś tą bluzkę po jak dojść do przystanku/czy masz fejsbuka i czy się ze mną ożenisz :D …
W każdym razie moje qing wen z rzadka jest tym właściwym qing wen, częściej (ponieważ to pytanie, narzucające ton drugi, wznoszący) proponuję że kogoś powącham lub pocałuję (ton trzeci)… Cóż, ćwiczyć ćwiczyć ćwiczyć i liczyć na wyrozumiałość, bo jak mi ktoś podstawi np stopkę do obwąchania albo szczerbatego buziola do ucałowania (aczkolwiek, ze względu na awersję lokalsów do publicznego ściskania i zacieśniania znajomości o jakiekolwiek ocieractwo, mogę być raczej spokojna, młodzi się scukają a starsi zaczną śmiać)…
Idę ćwiczyć tony i śpiewać pod prysznicem —- dui bu qi wode zhongwen bu hao (swoją droga, ciekawe kiedy sąsiad nie zdzierży i każe mi się zamknąć, czyli kiedy wrażliwość muzyczna zwycięży grzeczność?)

* Śliczna – pojecie mocno względne, i zależne od ilości wypitego trunku. Dla mnie tutejsze dziewczyny ładne są rzadko, najczęściej mają za mocny makijaż, krzywe nogi, anorektyczne łydki i szczęki proszące o pilną interwencję ortodonty. Ale dla facetów są śliczne – bo drobne, dziewczęce, odziane w skąpe szorty i buty na obcasach. Uwagi umyka już fakt, że chodzą na obcasach jak ostatnie kaleki. No ale percepcja jest totalnie zmienna w zależności od płci i poziomu rozwoju emocjonalno-kulturowego…

1 komentarz:

  1. ~AD
    17 Październik 2012 12:27
    No przyznam Ci że jesteś hardcorowa! Niezłe wyzwanie. Mnie już same krzaczki przerażają. A Ty jeszcze dokładasz i mówisz że jeden wyraz ma sześć znaczeń w zależności od użytych dźwięków, jęków, tonów i czegoś tam jeszcze. Normalnie nie do ogarnięcia – pomyśleć że boli Cię brzuch idziesz po jakiś lek – prosisz o pomoc – a w odpowiedzi np. dostajesz prosto w ryj. W efekcie zapominasz o bolącym brzuchu i wracasz z obitym ryjem. Problem brzucha rozwiązany.
    Pozdumowując: Kraj w którym wyleczysz się sam ze wszystkiego będąc obcym – no chyba że lubisz ryzyko lub zamiast zjedzenia – poduszkę na twarz.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...