poniedziałek, 12 listopada 2012

Jeszcze o piśmie


Jeszcze o piśmie

Ale teraz – na luzie… Bo to po łikendzie, i po arcyciekawej wycieczce na brzeg oceanu i pałentaniu się po krzakach (i krzakowych tunelach) po to aby wleźć na klif, stromy jak diabli i niczym nie zabezpieczony – i patrzeć na statki :D
Od dziecka lubiłam literki. Kiedy już opanowałam te polskie, nauczyłam się i cyrylicy/grażdanki. Przydała się – później na studiach, gdy należało zapoznać się stanowczo za blisko z meandrami tak zwanego SCS, czyli języka staro-cerkiewno-słowiańskiego, stojącego u podstaw każdego współczesnego języka z grupy słowiańskiej, a także – gdy pewnego dnia los podarował mi prezent urodzinowy w postaci niespodziewanej wycieczki do Moskwy! W Moskwie orientowałam się lepiej, niż kolega który mnie zaprosił (Holender, mieszkający w Moskwie od pół roku)… Ku zdziwieniu Gerarda – mogłam samodzielnie poruszać się metrem (on ciągle jeździł taksówkami, i pokazywał kierowcy karteluszki z adresem), bo po przesylabizowaniu nazwy stacji byłam w stanie wyłowić ją z megafonowego bełkotu… [od razu wyjaśnię - ja jestem tym szczęśliwym pokoleniem gospodarczego dobrobytu i wolności obywatelskiej, co zamiast rosyjskiego w szkole miało wykładany angielski. Ale mina Gerarda na hasło "dojadę metrem muszę się tylko przesiąść tu i tu, na tej stacji z tej linii" - bezcenna...].
Kiedy nadszedł czas zgłębienia chińskich znaczków – zanurzyłam się w nich dogłębnie, rozkminiając zdrowo ten kosmos i wielką zagadkę wszechrzeczy. Pytanie było jedno – jak to ogarnąć? Moje mnemotechniczne sztuczki nie wzbudziły specjalnego zachwytu miejscowych – bo oni znaki postrzegają jako całość, a nie „takie coś z magiczną czapką” albo „podobne do konia ale inne”, albo „trupek w szafie” ,”drzewo plus tata z dwoma kilofami” (a najczęściej – za cholerę do niczego nie podobne). Szczerze mówiąc, kiedy swoim sposobem rozebrałam znak na czynniki pierwsze, żeby go jakoś zapamiętać i przerysować – to koleżanka Tajwanka wybałuszyła oczy, bo ona jako rodzona Tajwanka, w życiu by na takie pomysły jak ja nie wpadła. Kuchnia to kuchnia, a nie ucho, serce, okno i czapka okolona dachem! I bez dyskusji!
Chińskie pismo wymaga aktywności innych części mózgu, niż pismo łacińskie. My ćwiczymy analizę i dedukcję, a Chińczycy/Japończycy pamięć. U nas gotowość do czytania występuje według podręczników około 6 roku życia, mali Chińczycy znaki poznają od kołyski (dzieci dysponują pamięcią fotograficzną, ale dedukcja całego wyrazu z ciągu abstrakcyjnych kształtów literek to inny szczebel rozwoju mózgu). Ale dyslektyków też mają ! Aczkolwiek niewielu, bo tumanizm jest powodem do wstydu, a nie przyczynkiem do ulg w szkole, więc nikt się nie afiszuje z takową dysfunkcją.
Miało być lekko i przyjemnie – bo dziś niedziela, więc będzie. O tym, skąd się w ogóle w Chinach (bo po Tajwanie wtedy to jeszcze małpy biegały,a także  dinozaury i różowe smoki) wziął pomysł na tą plątaninę kreseczek, mającą oznaczać to lub tamto.
Na początku było słowo. A potem, by ułatwić życie posłańcom – zaczęto wiązać węzły. Jakie to były węzły – nie wiadomo, wieści o nich przetrwały tylko w informacjach kronikarsko- wspominkowych (oraz tradycyjnej sztuce ozdobnego splatania sznurków lub drucików w rozmaite kształty).  A potem -według legendy, pojawił się Cangjie, boski bibliotekarz i kronikarz obdarzony czworgiem oczu (tak mi się przypomniała podstawówka i rymowanka o czterookim, z piątą szyją…).
Cangjie w ramach spełniania swych obowiązków na dworze Huangdi (nie mylić z Qin Shi Huangdi, pierwszy to postać legendarna a drugi to realnie żyjący tyran, pierwszy cesarza Chin), stwierdził, że węzełki są skomplikowane w robieniu, trudne w odczytaniu i ogólnie do niczego niepodobne (brzmi znajomo?). Zaczął więc rozmyślać nad alternatywnym sposobem opisania natury, mniej abstrakcyjnym, nawiązującym do opisywanego kształtu, łatwiejszym do zapamiętania i odczytania, szybszym do wykonania… Obserwując deseń liści, rysunki na skórach i skorupach zwierząt, czy też układ gałęzi, podczas medytacji (legenda nie podaje czym się wspomagał, ale efekty miał niezłe) doznał oświecenia – i to takiego, które wstrząsnęło podstawą świata.
Z niebios posypał się deszcz prosa (nie pytajcie dlaczego, ale to ważny detal, bo do tej pory podczas święta ku czci sypie się tym ziarnem),  a Cangjie gorączko zaczął notować pierwsze znaki, oparte na wizualnym podobieństwie przedmiotu i podmiotu. I notował jak w transie (gdyby rzecz działa się obecnie, sugerowałabym badanie na obecność niedozwolonych substancji we krwi, a dookoła pilnie pracującego czterookiego pewnikiem piętrzyłby się stos puszek z redbula oraz opakowania po „środkach kolekcjonerskich” plus taczki z amfetaminą…), notował, notował, notował, notował w twórczym szale…
W efekcie powstało tyle znaków, że nawet Konfucjusz – najtęższy umysł Państwa Środka, nie potrafił ich spamiętać i ogarnąć (nota bene, to właśnie Konfucjusz postulował utworzenie nazwy dla każdego, nawet najmniejszego przedmiotu… I stąd mnogość słów, znaków i homofonów…). Cangjie, nie chcąc ryzykować kompromitacji wielkiego uczonego, i rozumiejąc, że w takim razie przedobrzył i stworzył zbyt wiele – wziął losowo uznane za niepotrzebne, i wyrzucił je – do krajów sąsiadujących… I właśnie stąd wzięły się chińskie „litery”/ słowa w państwach ościennych:
* Japonii (alfabety sylabiczne hiragana i katakana są oparte na fragmentach chińskich znaków, z kolei znaki kanji w 80% pokrywają się z chińskimi pod względem zapisu i znaczenia, ale  wymowa jest zupełnie inna),
* Korei (do teraz Południowa Korea używa równolegle „lizakowego alfabetu” Hangul i chińskich ideogramów Hancha, przy czym lizaki są przeznaczone dla dzieci, Hancha jest wprowadzana w szkole średniej). Co do Korei Północnej, to z nimi nigdy nic nie wiadomo, ale teoretycznie w 1949 znieśli ustawowo użycie znaków Hancha i zostawili tylko Hangul)
* Wietnamu – pismo ideograficzne Chu Nom, oparte o chińskie znaki Han Tu ostatecznie zniesiono dekretem władz Indochin Francuskich – Annamu w 1920 roku, wcześniej zaś funkcjonowało równolegle do używanego obecnie alfabetu guoc ngu, napodstawie alfabetu łacińskiego… i chyba 8 tonów…)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...