czwartek, 27 grudnia 2012

Mikołaj był!


Helloukitaśny, albowiem tajwańscy kronikarze nie odnotowali, żem się nieco w latach posunęła, i już dawno wyszłam z przedszkola (kończąc tam pracę jeszcze przed ukończeniem studiów) – więc zatrważająca większość moich prezentów była w kolorze PINK.
Mikołaj przychodzi tu z anglosaska, w pierwszy dzień świąt. Na wieść, że w Polsce on wciska się w komin już 6 grudnia, a potem Aniołek alias Gwiazdka poprawia w Wigilię – moja klasa rozdziawiła paszcze i zadeklarowała natychmiastową wolę przeprowadzki do Polski.
Kolor prezentów nieprzypadkowy, koledzy i koleżanki zapamiętali moja niezwykłą fascynację restauracją znaną pod ogólnikowym logiem „Pinkhouse” lub „Domek Hellou Kici”, który w 3 egzemplarzach udekorował to piękne przemysłowe miasto. A każdy jeden z nich jest bardziej różowy niż poprzedni, pojedynczo są w stanie wywołać próchnicę i cukrzycę, a w zestawie (3 restauracje plus nocleg w Hello Apartamencie) zabija, a z każdego samca alfa uczyni 100% geja. Nie wierzycie?
Koledzy z klasy jako klasyczni Azjaci nie znają pojęcia sarkazm, ironia jest według nich tropikalnym zwierzątkiem futerkowym żyjącym w lasach Gwinei Równikowej oraz Kamerunu – więc jak najbardziej na serio uznali moje niedowierzanie na widok koszmarka z kokardkami za pierwszy objaw wielkiej i szaleńczej miłości… Więc i prezenty zrobili mi tematyczne… Niestety, żadne z nich nie ofiarowało się na ochotnika pójść tam ze mną, zjeść paskudne i wyjątkowo drogie żarcie w kolorze majtkowego różu strojnego w motyw kociego pyszczka lub kokardki – nasiąkać atmosferą bardziej szkodliwą niż promieniowanie radioaktywne…
No dobra.
Kilka foci
oraz materiał poglądowy na wideo.
A teraz – dowód na prawdziwie zmroczną naturę złowieszczego koteczka z domeczkiem, skrywany głęboko pod warstwą lukru i różowej posypki…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...