poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Tajwańskie pupilki


- Ty, te psy to tak naprawdę??? – zapytała Agga zszokowana widokiem spasionego labradora wiezionego na spacer.

- No, a jak? na niby? Wkleiłam w Fotoszopie?
- Nie no, może one mają w zadzie jakiś magnes, albo kawał żelaza, że tak siedzą, bo mój by nie usiedział…
To niezaprzeczalny fakt. Bronisław to ADHD w opakowaniu teriera. Chociaż moje prywatne zdanie jest takie, że jakby od szczeniaka był tresowany metodami mojego taty, to by stał na baczność, tańczył, śpiewał  recytował…, a  nie ganiał po całym samochodzie.. Ale – mój tata jest postacią w rodzinie legendarną, której pojawieniem nakłaniano pociechy do wtranżalania kaszki czy sprzątania pokoju „bo przyjdzie wujek Janusz, to zobaczysz…”.Tak na marginesie, zwracam uwagę na dwa zjawiska… Pierwsze z nich to butki stosowane do  jazdy na skuterze – a są to klapki i szpilki, i czasem zdarza się , że na skrzyżowaniu można pół sklepu zaopatrzyć w pojedyncze sztuki obuwia, co komuś spadło… Nie wiadomo im o niestosowności i niedogodności prowadzenia wszelakich pojazdów w obuwiu na wysokim obcasie lub łatwym do ześlizgnięcia, czy jak? Kwestia druga – kluczyki tkwiące w stacyjkach… Niejednokrotnie przez kilka godzin. Na Tajwanie złodziei jest mało, ludzie raczej nie kradną, więc nic dziwnego, że mało kto zaprząta sobie głowę zabraniem kluczyków, gdy opuszcza skuterek „na chwilę”…
Był to jeden z wielu szokujących widoków na początku mojej tajwańskiej odysei – idę sobie chodnikiem, mija mnie wolno jadący skuter, do kierownicy przytroczona smycz, na końcu smyczy spasiony labrador/pudel/kundel zasuwa raźnym truchcikiem, pan pali papierosa… Po osiągnięciu końca chodnika i rzucenia kiepem do kanału – pies wskakuje panu pod nogi, rozsiada się, wywiesza jęzor – i jadą do domu. Bowiem na Tajwanie psów się nie wyprowadza  Przysłowioe lenistwo Tajwańczyków doprowadziło to powstania nowego zwyczaju – skuterowania czworonoga. I wielkie zdziwienie budzi=ą moje oczyska wybałuszone już nie jak 5 złotych,, ale jak piłeczki pingpongowe… No bo jak to, u was się psy WY-PRO-WA-DZA? tak… spacerem? Albo nawet jedzie za miasto, żeby sobie pobiegały? Eeech, bujdy prawisz kobieto :D
Drugą tradycją jest oblekanie włochatego kadłuba. W grę wchodzą nie tylko stroje ( i to nie przaśne sweterki/płaszczyki, które co wrażliwsi właściciele wychuchanych czworonogów dziergają na drutach lub kupują w zoologicznym) – ale i butki, smyczki oraz prawdziwe kreacje z falbankami i cekinami, a nawet przebrania. Znów… Ja byłam od zawsze zdania, że to katowanie psa, i po to ma futro, żeby mu zimno nie było, a jak marznie, to pobiega i mu od razu zrobi się cieplej. A wciskanie jakiegokolwiek zwierzaka w ludzkie ciuchy (podobnie jak karmienie go ludzkim obiadem) – to robienie mu krzywdy i świadectwo co najmniej zdziwaczenia. Rzecz jasna, poza uzasadnionymi przypadkami np psów pracuyjących Nieco poźniej obrodziło w mediach zdjęciami szczurowatych wynalazków typu york i cziłała, wyglądającymi z torebek i „czekoladą dla psów”, psimi truflami, lakierami do pazurów… Ostatnią osobą, która moje europejskie myslenie sprowadziła do parteru, był Młodociany, który zaprezentował mi live swojego Formosa Mountain Dog odzianego w gustowny T-shirt z Mario Bros…
I faktycznie – pies zdawał się być zadowolonym wyjątkowo ze swojego ubranka. Na nightmarketach (co to za wynalazek, szerzej napiszę w przyszłości,a  skrótowo – to taki bazar ze wszystkim, głownie średnio potrzebnym wszelakim badziewiem oraz jedzeniem i rozrywkami, otwierający swe podwoje po zmroku) równie popularne jak kramy z ubraniami/biżuterią/pierdółkami do włosów/majciochami/innymi, są te z psimi/kocimi stroikami, często-gęsto obsadzone zresztą psem właściciela…
Króluje rozmiar pokurczastego pudla – yorka-maltańczyka- meksykańskiej rasy chihuahua, ponieważ takie właśnie kieszonkowe szczekacze cieszą się największą popularnością, także z uwagi na niewielkie gabaryty tajwańskich mieszkań oraz wstręt Tajwańczyków do aktywnej pracy z większymi czworonogami. Co ciekawe – popularny u nas wilczur, czyli owczarek niemiecki – jest tu kojarzony z wyznacznikiem luksusu i wysokiej pozycji społecznej. Popularne są labradory, a także jamniki, na które Młodociany reaguje radosnym piskiem – patrz Majia, idzie palówka kiełbasa :D (postępy w nauce języka polskiego w dziedzinie przekąsek/obiadów/posiłków/deserów robi znaczące… jeżeli pojedzie do Polski, głodował nie będzie…, ale RRRRRR mu za nic nie wychodzi, mówi dllllll i tyle). Mój sąsiad ma regularnego husky…
Na zdjęciach wyraźnie widać, że Tajwan nie bez kozery dzierży palmę pierwszeństwa w dziedzinie produkcji psich ubranek… Zaiste- każdy, nawet najbardziej pokręcony i wymagający koneser znajdzie sposób, ażeby emanację swej osobowości zamanifestować na psim grzbiecie…
Nie powinno więc nikogo dziwić kuriozum w rodzaju farbowania psiej grzywki jako reklamy usług fryzjerskich…
Dodam, że widziałam tez mopsa czy innego maltańczyka usadzonego na podusi w salonie manikiuru i kosmetyki, robiącego za żywą reklamę i przyciagacza uwagi. Na moją uwagę, że nie pozwoliłabym sobie na to, żeby pryszcze wyciskała mi jakaś pańcia głaskająca swojego zapchleńca, Młodociany chwilę pomyślał  przyznał mi rację w kwestii higienicznej, po czym wyjaśnił, że zarówno właścicielka  jak i pracownice oraz klientki uważają jednakowoż, iż ów piesek jest „cute” czyli słodziaszny, i wcale się nie męczy na tym kontuarze, w oparze woni toaletowo-kosmetycznych.
No dobra. Każdemu  komu by się zdawało, że Tajwan to prawdziwa oaza psiej szczęśliwości, gdzie każdy piesek ma swoje ubranko, wybajerzony kojec, milion zabawek i przysmaczków z pańskiego stołu – przypomnę. Po pierwsze – po Kaohsiungu biega cała masa nierasowych kundli, które ktoś wyrzucił i tak sobie żyją, żywiąc się odpadkami i śpiąc na ulicach. Zresztą, do spania układają się bardzo sprytnie – niejednokrotnie tworząc figury geometryczne, okupując przestrzeń pod samochodami (cień i szczątki oparu klimatyzacyjnego), czasem tylko wpadają pod auta…
A rozmiar tego zjawiska jest regulowany polowaniami na psie mięsko. Niedawno w wiadomościach było o odkryciu policji w hrabstwie Yulin, gdzie jeden z obywateli prowadził przez kilka-kilkanaście lat knajpę z pulpetami z domieszką Burka i Azorka…, jako metodę utylizacji resztek z bardzo dochodowego procederu produkcji wywaru na psich siusiakach, sprzyjających zachowaniu płodności i podniesieniu możliwości seksualnych. Przy czym Młodociany, który mi tego njusa pokazał, kazał zaznaczyć, że amatorzy psiny są mniejszością spotykającą się z dezaprobatą społeczną, i że niejednokrotnie są to osoby – stare, ubogie i emigranci z gorzej rozwiniętych krajów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...