poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Zaszczycam swą osobą tajwańskie weselisko…


Po wielu latach prób, wyrzeczeń, noszenia torebki, kupowania rozmaitych pierdół drenujących kieszeń i zmuszających do brania olbrzymiej ilości nadgodzin, fundowania wakacji i robienia innych rzeczy upewniających o szczerej chęci związania się z Mandy, nadszedł oto dla Nicka dzień ostatecznego przypieczętowania owej szalonej decyzji, czyli ślub i wesele. Mnie owo zjawisko dotknęło nieco nieoczekiwanie w Norwegii.

Siedzę sobie i poleruję mój chiński, dukając przez Skype z Młodocianym, gdy nagle ów zagulgotał coś nieco niezrozumiale. Na widok moich oczu znamionujących szczerą i niewinną chęć pojęcia przeszedł na angielski
- Majia, bo ty piszesz bloga o Tajwanie, prawda? Ano piszę.
- I tam piszesz o różnych tajwańskich sprawach kulturalnych i obyczajowych, prawda?
Zdecydowanie prawda, czasem się pojawi takowy temat.
- A pisałaś już o ceremonii zaślubin?
Oczywiście, że nie, bo i skąd miałabym mieć materiał badawczy?
- A może chciałabyś napisać?
No, może i bym chciała…
- Bo wiesz, mój senior z pracy (senior to tytuł z automatu przysługujący komuś starszemu od nas, czyli senior na studiach jest rok wyżej, senior w pracy pracuje trochę dłużej niż my itd) się będzie żenił i zaprosił mnie na ślub, z osobą towarzyszącą, a nie mam z kim…
- To idź z bratem, niech się chłopak zabawi zanim wstąpi do klasztoru… (brat Młodocianego planuje zostać mnichem buddyjskim, na razie jest tylko wegetarianinem i robił za ogolonego wolontariusza w świątyni)
- No coś ty! Pomyślą, że jestem gejem… Poza tym słyszeli, że mam białą dziewczynę, to chcieliby ją poznać, bo to honor i splendor i ogólnie szpan że ho ho.
Aha. Kurde flak, Młody, skrócę cię o głowę, ty niepoprawny bajerancie.
I tak zaczęło się poszukiwanie europejskiej kiecy, która pozwoli mi na tym weselu godnie reprezentować Stary Kontynent, jego wysoką kulturę i niebanalną tradycję eleganckiego ubioru, jednocześnie nie będzie zbyt ostentacyjna (nasze sukienki weselne z satyny i inne bardziej wieczorowe kreacje odpadły w przedbiegach – za eleganckie i rzucające się w oczy), będzie pasowała do Młodocianego gajerka i krawatki – i jeszcze ja zgodzę się ją założyć… Masakra. W roli konsultanta wystąpiła mama Młodocianego oraz Młodociany w charakterze tłumacza- ale odpadli po 30 propozycji, którą wciąż była nie taka… Bo na tajwańskim weselu obowiązuje inny dress code niż u nas. Stroje casual w rodzaju dżinsiki i tiszercik oraz getry z tuniką w panterkę nie są wcale be.
Ponieważ Pan Młody nakłonił swoich kolegów do wystąpienia w gajerach – ja nie mogłam niestety odziać się w słynną zieloną sukienkę… Tudzież – odpadły – dżinsy, bojówki, rybaczki, legginsy w kropki, szeroka gama bluzeczek letnich itp. Stanęło na granatowej kreacji kupionej na obronę, ale dla pewności do walizy zapakowałam jeszcze 4 inne, tak jak mawiają Tajwańczycy – just in case, na wszelki wypadek. I kategorycznie zabroniłam wtrącania się w celu konsultacji…
Bardzo cieszyłam się na Azjatów w garniturach. Ich szczupła budowa doskonale pasuje do klasycznego gajera, nie wystaje im żadne brzuszysko, mogą założyć i kamizelkę i marynarkę bez efektu opiętego balona, w dodatku spodnie w kantkę doskonale maskują tzw płaskodupie pospolite, Azjaci lubią klasykę więc nie będzie żadnych śliwek i fioletów/krasnych kropków, kratków, ptaszków, kwiatków i innych nowomodnych tryndów… Nastawiłam się na armię klonów w oficjalnym wydaniu, coś a’la specgrupę dyskretnie jednakowych funkcjonariuszy BOR w strojach wyjściowych… 
Nie muszę chyba mówić, że -srodze się zawiodłam, już w momencie kiedy w me drzwi zapukał wbity w lekko ciasnawy garniaczek Młodociany… Który z lekka zastygł ujrzawszy mnie w tzw „gali”, na obcasie, z makijażem itepe. No dobra. Każdy tak reaguje, głównie dlatego, że na co dzień strój, wizaż, stylizację etc traktuję mocno po macoszemu. Więc różnica jest znacząca. 
Popatrzyłam na znieruchomiałego Młodego…. i nastąpił zgrzyt. Yyyyy. Czy ty masz zamiar iść w tych butach??? -obrzuciłam krytyczno- niedowierzającym spojrzeniem kamasze na oko o dwa rozmiary za duże, w dodatku – ewidentnie czekoladowego koloru. 
-Taaaaak, a co, złe? 
- No tak jakby, za duże i kolorystycznie z lekka odstają od matowej czerni garnituru, białej koszuli i błękitnego krawata… 
- Eeee, czepiasz się, przecież to buty od garnituru, kolega mi pożyczył bo moje się rozkleiły…
*** spuśćmy zasłonę milczenia na resztę mojego prostego wykładu o podstawowych zasadach doboru kolorów w strojach oficjalnych i nietakcie polegającym na zaniechaniu pastowania obuwia do poziomu lustrzanego błysku (mój tato i brat to dwóch pedantów, zawsze jak spod igły, więc mam dobry materiał porównawczy). Młodociany pojął chyba różnicę oraz niuanse, bo stwierdził, że tak czy tak musi kupić nowy fraczek z uwagi na rozbudowę objętości klaty i ramienia, więc będę ciałem doradczym ***
Odsztafirowani udaliśmy się do restauracji weselnej, napotykając pewien drobny problemik w postaci lokalizacji celu podróży. Data 31.03.13 wedle chińskiego fengshui i innych wróżb była bowiem datą niezwykle pomyślną, stąd wiele imprez weselnych w tym dniu. A lokal, do którego nas zaproszono to 7 pięter restauracji, na każdym piętrze 3 sale, w każdej sali para młoda celebrująca swe zaślubiny …  Nick i Mandy jako szpanerzy pozujący na nowoczesnych i bogatych zdecydowali się na wybór droższej wersji, „w stylu zachodnim”.
CDN….

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...