wtorek, 14 maja 2013

Pocztowe przeprawy – część druga

A mądrość ludowa jasno rzecze, że sequele znacznie gorsze są niż części pierwsze… I takoż się stało…
Rok temu z kawałkiem wraz z Kasiorkiem miałyśmy poważny problem, gdzie upchać nasz solidnie rozrośnięty majdanek, i to w arcysprytny sposób, pozwalający na uniknięcie odpowiedzialności finansowej za nadbagaż, a jednocześnie gwarantujący szybko dostęp do dóbr przesiedleńczych (czytaj – prezentów dla rodziny i innej chińskiej gadżetowni). Rozwiązaniem stały się dwa solidnych rozmiarów kartony, wypchane po brzegi rozmaitymi rozmaitościami, powierzone Chunghwa Poczcie.
To jakby kto miał choćby odrobinę wątpliwości, jest stan naszego pokoju przed wylotem, przy selekcji -> do pudła, -> do walizy,  ->do „darów losu”, którymi uszczęśliwiłyśmy nasze zakonne koleżanki.
Ku naszemu zachwytowi – Chunghwa Post czyli Narodowa Poczta Chińskiej Republiki kartki bożonarodzeniowe doręczyła w trymiga, w ciągu niecałego tygodnia, paczuchy dotarły równie szybko – pomimo, że nie wykupiłyśmy opcji „teleportacja błyskawiczna” i pozostałyśmy przy „normalnej prędkości poczta lotnicza”
Wracając w zamierzeniu na rok, i nie będąc pewna kwestii powrotu na ferie zimowe (naprawdę, wróciłam ze względu na tzw „okazję”), musiałam zabezpieczyć się we wszystko, zwłaszcza zaś w ciuchy, leki, polskie słodycze na nostalgię itp. Zatem rzeczy niekoniecznie potrzebne od zaraz zostały pozostawione zwinnym rączkom mego brata i rozdysponowane do wysyłki. Niestety, pojawiły się schody, opisywane TUTAJ >>KLIK dla przypomnienia<<.
Summa summarum, po długim oczekiwaniu tuliłam wytęsknioną paczkę do łona i Bambinej główki. Ku memu zdziwieniu – karton fachowo oklejono po kontroli celnej (te wysłane do Polski były dziewicze i nie tknięte śladem nożyczek, i chwilę zastanawiałam się, czy panowie celnicy nie zajumali jakiego suwenira. To zielone w dwóch językach informuje o przejściu przez kontrolę celną i dotąd nie wiem, czemu akurat moje sweterki oraz łakocie i witaminy kopsnął taki zaszczyt jak dogłębne macanie przez male chińskie rączęta.
Mniej więcej w tym samym czasie co szczęśliwy odbiór mojego zamorskiego dobytku, odbyła się wysyłka balsamów na bóle kręgosłupa dla Kasiorka. Minął tydzień i drugi, i nic. Po miesiącu wróciłam na Tajwan, Kasiorek upewniał się, że paczkę wysłałam, ale pan z niemieckiej poczty zalecił cierpliwość (bo te towary od skośnookich to na cle lubią potrzymać, nawet do trzech miesięcy, nie ma co się martwić), więc czekałyśmy w pokorze i spokoju… Miesiąc, i drugi nawet… W końcu zaczęła Katarzyna bombardować DHL żądaniami ustalania, gdzie owe cudotwórcze balsamy w kulkach utkwiły, ja zadałam podobne zapytanie Chunghwa poczcie … Obie instytucje zaczęły zabawę w „golone – strzyżone”, „paczka opuściła Tajwan w dniu 18 01, dotarła do Hongkongu i stamtąd na pokładzie tajskiego odrzutowca nr lotu TG – XXXX odleciała do punktu przeładunkowego we Frankfurcie” – informował tracking ChP, „pytajcie Niemców, bo to już nie nasza broszka” – doradzał miły głos z infolinii.
Tymczasem analogiczny tracking DHL zatrzymał się na 20% i jasno pokazywał, że wedle germańskich oprawców Słowian „paczka osiągnęła centrum przeładunkowe w Tajpej- Taoyuan” i dalej ani drgnęła. Gdy koszt połączeń z centralą i infolinią Chunghwy przekroczył 1500 NTD (czyli moje planowane  dwutygodniowe wydatki na jedzenie), w końcu pani po drugiej stronie słuchawki (za każdym razem inna, więc trzeba było referować sprawę od początku… po dwóch dniach już bez zająknięcia recytowałam po chińsku całą historyjkę…) nakazała iść na pocztę wypełnić formularz poszukiwawczy, bo ona tej paczki tu na pewno nie ma.
Formularz wypełniłam 3 razy. Bo – a to nie dotarł do centrali, a to znów nie było go w systemie, a to cośtam. Za czwartym razem, gdy  władająca angielskim pani oddelegowana do obsługiwania mnie podała asystującemu mi Młodocianemu (pani angielski miała opanowany w stopniu mniejszym niż powinna i Młodociany musiał robić za tłumacza, bo się tempejszczale nie chciało zrozumieć mojego angielskiego ani chińskiego) charakterystyczny zwój papieru, w który miałam wpisać po raz kolejny wszelkie detale … nie wytrzymałam. No dobra. Ile razy można pisać ROGGENSTEINERSTRASSE???
Normlanie wyszłam z siebie i stanełam obok. Najpierw padło „kao yao” – „stul dziób” w kierunku Młodego, a potem poleciały bluzgi, w trzech językach. Pani została nazwana tępą krową przynoszącą wstyd rodzinie, i tak dalej i tak dalej. Ze trzydzieści osób czekających w kolejkach obserwowało rozwój sytuacji. Gdyby nie szyba, to bym ją chyba pogryzła. I taki oto popis chamstwa i buractwa – zdał egzamin. Nagle okazało się, że nie muszę płachty wypełniać po raz kolejny. Mam tylko poczekac na potwierdzenie z DHL, że oni tej paczki nie mają, bo Chunghwa wysłała (pocztą rzecz jasna) zapytanie. Miotnęłam kilka soczystych wyrazów w języku polskim i ociekając ironią zapytałam pani, czemu nie gołębiem pocztowym, skoro ja mailem otrzymałam tą informację już dawno temu…
I tak dalej, mi trochę zeszło ciśnienie ale piekliłam się dla utrzymania należytego standardu obsługi. Stanęło na zwrocie kasy, na dzień – dobry 1000 NTD, ale kto wie, może uda się wynegocjować coś bliżej wartości paczki… Co ciekawe, komu nie mówiłam, to oczy przecierał  bo Chunghwa Post cieszyła się niepokalana opinią. Wchodzę na forum Obcych na Formozie – i patrzę: osób z problemem pokrewnym mojemu albo takim samym tylko w druga stronę (paczka z domu zniknęła) zrobiło się nagle ze 30… A zatem, jak mawia ksiądz Natanek – wiedz, że coś się dzieje... (kto będzie chciał, znajdzie sobie kazanie o miękkim Nju Ejdżu i innych kwiatkach satanisty Harrego Pottera)
A tymczasem – fejsbukowa recepta. Jak z paczki średnio-szybkiej najtaniej zrobić błyskawiczną?
czyli poczciwego białego gołębia przerobić na wyścigowego koguta o mężnym sercu, w dodatku kanibala…
…… ……
Czekam na decyzję Chunghwy odnośnie dalszej procedury. Ciekawe kiedy mnie powiadomią…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...