czwartek, 6 czerwca 2013

W kwestii codziennego stylu – mundurki

Każdy Polak wie, że Azjaci są tacy sami. A żeby ów efekt ksero pogłębić i poszerzyć, od pierwszych kroków w edukacji ładują się w mundurki, których nie zdejmują – póki śmierć ich nie rozłączy…
Tak naprawdę, Azjaci z poszczególnych krajów i rejonów nieco się różnią, uniformy czasem zdejmują – ale nie zmienia to absolutnie faktu, że od kiedy zawitają w progi państwowych (lub spełniających wymogi stawiane przez poszczególne ministerstwa) placówek opiekuńczo-edukacyjno- wychowawczych kolejnych szczebli, kwestie mundurkowe ulegają zaostrzeniu.
Po kolei
- żłobko-przedszkola: każda placówka ma swój strój, inny dla chłopców i dziewczynek (zwykle płeć piękna zostaje upakowana w róże i czerwienie, płeć piękna inaczej – w błękity, granaty, zielenie). Stój jest bardzo praktyczny, zastępuje „fartuszki przedszkolne”, które nosiłam ja i mój brat. Do dziś pamiętam, jak mamusia szyła młodemu takowy wynalazek, a do kieszonki przyszyła chusteczkę na sznurku :D .  Do przedszkoli i z przedszkoli dzieci rozwozi specjalnie oznakowany autobus, będący na obowiązkowym wyposażeniu placówki, obowiązkiem rodzica (dziadka, służącej) jest tylko dziecko o określonej porze do pojazdu wpakować i odebrać.
- potem pociecha udaje się do szkoły. Podstawowej. Gimnazjum. Szkoły średniej typu liceum lub technikum. I na każdym etapie edukacji jest pakowana w – mundurek, podkreślający pociechy identyfikację z grupą.
Estetycznie może nie powala, bo stroje specjalnie  super uszyte z doskonałej jakości materiałów nie są – ale bardzo mi się idea podoba. Po pierwsze – obcy do szkoły nie wlezie. Po drugie, identyfikacja na mieście – natychmiastowa, i od razu się ktoś interesuje, czemu uczeń na wagarach a nie na matematyce. Po trzecie, nie ma specjalnego szpanowania strojem i kombinowania z przeróbkami mundurka jak w polskiej szkole – bo nie ma jak. Ciuchy są w miarę wygodne, można w nich spać (w tajwańskich szkołach obowiązuje godzinna drzemka poobiednia… W Wendzarni też, w Junior College – czyli nawet 20-latkowie w południe lulają zgodnie i pospołu, a reszta pospólstwa szwendającego się po terenie szkoły ma wówczas zakaz emitowania głośnych dźwięków, śmiechów i pisków). Minus jest taki, że niestety – Tajwańczycy raczej rzadko te uniformy piorą. A materią wiodącą jest – niemnący i nieodbarwiający się 100%poliester, ewentualnie z domieszką bawełny.
W skład uniformu, bez którego człowiek nie zostanie wpuszczony do szkoły wchodzą:
butki – nie zawsze, ale droższe szkoły uraczą swoich wychowanków odpowiednim, zunifinkowanym obuwiem. Wenzdzarnia na przykład dziewczęta wbija w koszmarne kamaszowate trzewiki, z dermoszpanki, o kroju ortopedycznie zabójczym.  Azjaci nie widzą problemu w galopującym płaskostopiu (wielu ma stopy jak żelazka i z takim defektem zalicza obowiązkową służbę wojskową), kolanach szpotawych, koślawych oraz giczach wygiętych w urokliwe X. Nie są problemem także odnóża wybite w biodrach, w związku z tym rozłażące się na boki jak w ostatnim stadium porodu – z przerwą miedzy udami sięgającą i 10 cm…Mnie aż boli, gdy na to patrzę, ale tutaj służba zdrowia nie zwraca uwagi na ten drobny detalik. Starsze dziewczynki w Wendzarni noszą z kolei obowiązkowo czółenka czarne, na obcasie. Niestety, nie ma w planie zajęć ćwiczeń z poruszania się, więc po Wendzarni, zwłaszcza początkiem roku szkolnego, paradują czaple, jelonki bambi o rozjeżdżających się stópkach, rozmaitej maści i autoramentu klauny i paralityczki. Potem im przechodzi i chodzą ciut bardziej stabilnie, ale często gęsto w sposób odbiegający od naszego kanonu ładnego chodu na obcasach.
Zazwyczaj wymóg regulaminu szkolnego przewiduje buty pełne, bo klapki/japonki to obuwie niższych warstw społecznych i wiocha po całości. W związku z tym do swądku upoconych dzieciaków, niekoniecznie umytych po WFie i trochę noszonych mundurków niepranych, dołącza się czasem świeża nutka z trzewika… O matko. Czasem koło sali w szkole średniej nie da się nawet przejść, nie mówiąc już o wsadzeniu tam nosa. Młodzi Tajwańczycy (zwłaszcza płci męskiej) bowiem gremialnie nie używają perfum i dezodorantów, bo nie wierzą w ich działanie, a ponadto tego typu kosmetyki są uznawane za pedalskie.
skarpety - a raczej podkolanówki. Podobnie jak butki, nie obligatoryjne, ale często spotykane u dziewczynek zwłaszcza. Wendzarnia ma dwa kolory, biały i czarny, ale od czego zależy dobór – tego nie wiem. Przy czym czasem można sobie pozwolić na odpuszczenie podkolanówek z uwagi na temperatury (tak od +35…).
 
- spodnie dla chłopca – w okresie letnim – bermudy po kolana, w szkole podstawowej w dodatku z szelkami. Zimą z uwagi na mroźne temperatury poniżej 20C nosi się długą wersję, sięgającą kostek.
Spodnie mogą być w wersji galowej lub sportowo-codziennej, galowe zazwyczaj są w kantkę, a sportowo-codzienne – to zwykły dresik. Z niewiadomych mi względów,głównym materiałem z którego zrobiony jest zarówno stój galowy jak i sportowy jest – poliester 100%plastik. Oczywiście, dorastająca młodzież gimnazjalna męska gardzi takim wynalazkiem, jak krótsze spodnie – i kisi się w długich portkach, aby koledzy nie komentowali, że temu a temu nogi porastają włosiem. Demonstrowanie włosia na nogach jest be, aczkolwiek – golenie nóg jest (nawet u dziewczyn) czystym sygnałem zgnilizny moralnej i wyuzdania oraz braku szacunku dla rodziców. Golić nogi zaczynają zatem dopiero studentki przebywające poza miastem rodzinnym.
Efektem noszenia owych swornych i wytwornych gaci jest -postępujące zbielenie kończyn dolnych, skutecznie izolowanych od słońca. W zeszły piątek przegrałam konkurs na białoskórka roku – mój uczeń miał nogę bielszą niż ja…Ale – od trzech lat uznaje wyłącznie długie spodnie… Na widok jaśniutkiej bieli nie skalanej nawet najmniejszym śladem żółtej śniadości Nico westchnęła… A potem rzecze mi – kurczę, chciałabym taką jasną skórę… Ale muszę chodzić w seksi ciuszkach i pokazywać ciało, bo bez tego to nie znajdę sobie chłopaka, a już na pewno nie chłopaka z zagranicy…
dla dziewczynki spodnica – o różnych krojach, od ołówkowej po plisowankę. częściej plisowankę, o statecznej długości okołokolanowej. Aczkolwiek – jak na całym świecie, dziewczęta tę beznadziejną aseksualną kiecę usiłują uatrakcyjnić i albo ją podwijają nieco lub nieco bardziej, albo noszą zapiętą niemal pod pachami – aby była choć trochę krótsza i ładniej eksponowała wdzięki.
- do tego koszula – z kołnierzykiem, wyszytym imieniem, nazwiskiem, numerem legitymacji, klasą, logo szkoły, numerem buta i telefonu kontaktowego do rodzica oraz średnią wyników nauczania. Serio – to bez trzech ostatnich. Ale – kto ich tam wie…
- na koszuli -krawacik lub chusteczko-wstążeczka, co by się kołnierzyk nieparlamentarnie nie rozłaził. Pod koszulą – podkoszulek, aby bielizna nie prześwitywała, czy ( w wypadku chłopców) -gołe ciało i zarys sutków. Przypominam! jesteśmy kraju tropikalnym, ale dbającym o moralność, skromność i dobre maniery. Przynajmniej w założeniu…
No dobra… Pamiętacie Keisuke? On pod koszulą w kratkę też miał podkoszulek (to chyba tak z przyzwyczajenia…). A z nieba lał się żar 40stopniowo-zwrotnikowy
- do tego marynarka z podobnym zestawem haftów. Uczniowie Wendzarni mają jeszcze wiatrówkę i pulowerek.
- oczywiście – jeżeli występuje dresik, to musi wystąpić koszulka polo z kolorowym kołnierzykiem w barwach szkoły i -zazwyczaj- powtórzonym zestawem informacji właściwym dla marynarki, koszuli i legitymacji szkolnej. Wendzarnia ma polówki w innych kolorach dla każdego „departmanetu” czyli prościej – klasy. Klasa angielska – czerwone koszulki z zielonym kołnierzem, klasa francuska – niebieskie z granatowym, hiszpańska – fioletowa, i tak dalej.
 
- pod rękę - torebka. Ale tylko od gimnazjum wzwyż. Na torebce o kroju chlebaka o kolorze zgniłej oliwki podbarwionej czymś buro-bagiennym wymalowane jest wielkie logo szkoły. Można do niej czasem przyczepić a to pluszaka (czasem wielkiego jak kot), a to plakietki lub naszywki – ale tylko pod warunkiem, że da się je odpowiednio szybko zdjęć. Uczniowie szkół podstawowych mają dowolnego koloru plecaczki, często na kólkach, bowiem tu unifikacja raczej nie obowiązuje.
Studenci noszą normalne torebki i plecaki – bardzo często majtające się gdzieś poniżej pośladków z uwagi na maksymalnie popuszczone paski – bo tak ponoć jest lżej. Dla kontrastu, Młodociany łazi lanksem – książki wrzuca w sakwę na motorze lub do bagażnika na skuterze – i do szkółki idzie z parkingu z podręcznikiem pod pachą.
czapeczka – nie jest obowiązkowa, ale bardzo dużo szkół podstawowych i gimnazjów ma je w składzie mundurka.
fryzura – obecnie, od 2005 nie ma już obowiązku posiadania regulaminowego cięcia czupryny. Wcześniej – tajwańskie dziewczęta uczące się w gimnazjach i szkołach średnich musiały ścinać się na tzw arbuza – czyli boba z grzywką, gdzie włosy nie miały prawa być dłuższe niż dwa palce za koniec ucha… Oczywiście dziewczyny wyglądały w takiej „stylizacji” uroczo i kochały namiętnie owo praktyczne uczesanie, chroniące przed zbytnim zgrzaniem się i złapaniem „zmotoryzowanego łupieżu”. Młodociany miał szczęście do zmian w prawie – i wykorzystał to jak mógł, hodując sobie falowane i farbowane na rozmaite kolory pióra do połowy pleców. Jak sam przyznał – myślał wtedy, że jest taki cool, buntowniczy, wyzwolony i zły. Z tym ostatnim się zgodzę – musiał bowiem niemiłosiernie wk…wiać dyrektora samym swym pojawieniem się w okolicy…
Mundurki w pełnej krasie i zestawie barw mogłam obejrzeć na Wendzarni dwa razy – raz z okazji jakiegoś bliżej niezidentyfikowanego święta(ale był to chyba jesienny dzień festiwalowo-konkursowo-sportowy), drugi raz zaś na Prima Aprilis i Dzień Sportu. Obowiązuje wówczas niepisana tradycja, że wszyscy uczniowie i studenci (studentów już nie obowiązują mundurki, mogą ubierać się dowolnie, byleby nie za kuso i wyzywająco) przychodzą do swoich szkól ubrani w odzienie z poprzedniego życia. Bardzo często już za małe, krótkie, ciasne i pękające w szwach…
Zmieniając szkołę – kupuje się od razu dwa zestawy mundurka, ale w każdej chwili można zaopatrzyć się w nowy, najczęściej zaktualizowany rozmiarowo. Ciekawa rzecz ma miejsce w pierwszej klasie liceum… Wówczas wszyscy – jak jeden mąż -chłopcy z klasy Młodocianego (technikum mechaniczne, dziewczyn brak, nawet chłopczycowatych lesbijek) zakupili standardowo uniformiki o 2 rozmiary za duże, aby wydawać się większymi, starszymi i bardziej budzącymi respekt. Po dwóch miesiącach masowo zmieniali model na obcisły, nawet ciut za mały – żeby być w zgodzie z trendem High School, stojącym w opozycji do luźno-szarawarowego Junior High. Zresztą młodzi Tajwańczycy są chyba największymi wśród Azjatów fanami dżinsów skinny, opiętymi jak geterki.
Właściwie – to mogą być ostatnie momenty do zobaczenia tajwańskich mundurków… W tajwańskim parlamencie i ministerstwie edukacji trwa bowiem dyskusja o dalszym kształcie edukacji i szkolnictwa. Jednym z punktów jest – odejście od obowiązkowych mundurków. Drugim – zmiana programu nauczania na wzór amerykański, aby uczniowie nie uczyli się na pamieć niepotrzebnych rzeczy, a umieli zastosować posiadaną wiedzę…
Brzmi znajomo? Odkąd tu przyjechałam, wiedziałam, że Tajwan to taka Polska, tylko 20 lat temu…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...