czwartek, 21 listopada 2013

O Chinglishu słów kilka (z przykładami)

Chinglish - to łamany chińsko-angielski. Albo angielski z silnymi wpływami chińszczyzny. Albo chiński z domieszką angielskiego, czyli lokalny odpowiednik "lengłydża". 
Co to lengłydż, każde dziecko wiedzieć powinno - swego czasu w okresie apogeum migracynego Polaków na szeroko otwarty angielsko-irlandzki rynek pracy bardzo bawił mnie poniższy dowcipasek:

Przychodzi Polak do sklepu w Londynie i mówi: 
- Poproszę PIŁKĘ.
Sprzedawca wzrusza ramionami i kręci głową. 
- PI-ŁKĘ!
Bez efektu. Polak po chwili zastanowienia: 
- BO-NIEK!
- PLA-TINI! 
- ROO-NEY! 
Sprzedawca: 
-Oh, yes, football! 
Polak na to: 
- Tak, piłka! Dobra, Anglik, a teraz skup się: DO ME-TA-LU!

Lengłydż-czingliszem posługują się ambitni studenci pierwszego roku (i nie tylko, wyżej też się trafi) chińszczyzny, zmuszani sytuacją (np koledzy z klasy nawijają po wietnamsku i ewentualnie odrobinę po angielsku, więc trza się zmóżdżać po chińskopodobnemu, aby załapali co też chcemy im przekazać bez rysowania na tablicy) i nakazem nauczycielek, egzekwujących bezlitośnie mówienie po chińsku. W związku z tym nasuwa się działający na nerwy zwyczaj mówienia chińską konstrukcją gramatyczną, okraszoną angielskimi wstawkami w miejscu, gdy zasób słownika pierwszaka nie wystarcza. Przykład?

Rozmawiam z Jaredem, fanatycznie stosującym się do zaleceń nauczycielki, oraz Wietnamką A-hai. Temat rozmowy - lody z pomidorami. Tak, pomidor nie jest tu uważany za warzywo, nie nakłada się go na kanapkę z szynką, nie posypuje solą/pieprzem/szczypiorkiem, nie łączy z mięsiwem obiadowym itp. Pomidorek koktajlowy (duże malinówki i inne lwie serca nie są tu znane, no chyba że jako kuriozum, albo eksponat w ogrodzie botanicznym) zwyczajowo ląduje tu w lodach, sokach, deserach owocowych, w wersji dosładzanej. Wypowiedź wyglądała mniej więcej tak:
我要吃一個tomato我喜歡吃很大tomato,跟yyy ...鹽跟黑pepper 是在台灣,沒有這個kind of tomato台灣有sweet tomatoes served with raisins... 冰淇淋tomato很奇怪 我喜歡西瓜冰淇淋,可為什麼它們有tomato
W tłumaczeniu wypowiedź Jareda (chiński zastąpiłam polskim, angielski został bez zmian):
Chcę zjeść tomato. Lubię duże tomato, z solą i black pepper. Ale na Tajwanie nie ma tego kind of tomato. Są małe sweet tomatoes served with raisins. One w lodach są, to bardzo dziwne. Lubię jeść lody arbuzowe, ale dlaczego są w nich tomatoes?

Zrozumieliście o co biega z tym tomato? Bo ja tak, ale Wietnamka A-hai już nie, i trzeba było jej rysować to tomato i inne drobiażdzki, bo ona po angielsku słabo, jak to osoba pochodząca z karju głęboko komunistycznego. 

Osobna sprawa to chiński akcent nałożony na angielski. No dobra, my Polacy nie jesteśmy też kryształowi. Dobrze wiem, że kiedy nie uważam, moja owca (sheep) zmienia się w statek (ship), a z przeprawy z prześcieradłem (sheet) i wariacjami na temat przypominają żywcem scenkę z anegdoty o "hłabim, co zasłał łóżko". Ale - oddajmy w kwestii rozumienia asio-inglisza głos mojej koleżance:

We finished our meal and were having a conversation for a while. The Asian waiter approaches me out of five people:
"Madame, would like the beer?"
I thought it was very kind of him, but I wasn't feeling thirsty at the moment and I couldn't help but notice that he didn't ask the others.
"No, thanks."
"Taty" said my mother-in-law kindly "I think he meant the bill, not the beer."
I laughed at myself yet again and paid. Still, I can't help but notice that he didn't ask the others...

Niestety, potwierdzę - Azjaci mają to do siebie, że mamroczą paskudnie niewyraźnie zazwyczaj (chyba, że dobry nauczyciel zagraniczny/dłuższy pobyt w kraju anglojęzycznym nauczył ich mówić głośno, wyraźnie i po angielsku). No cóż, my mówiąc w języku azjatyckim typu wietnamski czy chiński też bełkoczemy straszliwie, w sposób dość trudny do zrozumienia, no chyba że z pomocą szklanej kuli i innego szpeja do czytania w myślach. 
Tak, doskonale znam ten wyraz najwyższego skupienia wyryty na twarzy interlokutora, w dodatku przeradzający się w lekką panikę lub totalne niezrozumienie - gdy rozmawiam z kimś nowym po chińsku, a ten ktoś nie kuma, że ja własnie zapytałam ile lat ma jego dziecko, albo że ładną ma koszulę... 
Młodociany, pomimo naprawdę dobrego i płynnego angielskiego, z opanowanym dużym zasobem słownictwa do tej pory myli np department, appartment i departure, wedding i waiting. A wymowy Tibet i Tibetan nie jest w stanie ogarnąć i basta. Po podaniu 10 wersji, ani trochę bardziej zrozumiałej dla mnie niż poprzednich 9 - albo się poddaje i mówi "ten kraj w górach, od Dalajlamy", albo sięga po wikipedię i pokazuje mi paluchem, o co mu chodzi. No dobra, dla mnie nie do przejscia jest chińskie coraz więcej 越來越 Yuè lái yuè (z uwagi na zestaw akcentów) oraz serdecznie witamy 歡迎光臨 huānyíng guānglín. A o innych drobnych (acz znaczących) przejęzyczeniach bym mogła opowiadać z tydzień.

Oczywiście - tak jak mi podczas pisania ręcznie zdarza się zeżreć pół krzaczka, a resztę odwrócić albo wymienić z innym krzaczkiem i stworzyć coś, co powoduje znaczące wybałuszenie i tak wielkich oczu Nauczycielki Ye - tak i literówki w anglojęzycznych tekstach powszechnego użytku są normą. Powszechnie spotykane potknięcia typu Tursday zamiast Thursday czy Marry Christmas to zaiste drobiażdżki, błahostki tak naprawdę nie mające znaczącego wpływu na zrozumienie (ależ mi się tolerancja podniosła, hły hły). 
Trochę zabawniejsze są przejęzyczenia - rodzaju roasted dick zamiast roasted duck, czy  incest stick zamiast inscent stick. Ale moim ulubionym są wielkoformatowe reklamy, okraszone tekstem po angielsku, ale takim, że można się dłuuuuugo zastanawiać, co autor miał na myśli. Ewentualnie trafiają się niezbyt fortunnie złożone całkiem poprawne słowa, dające razem w kupie nowe znaczenie - niekoniecznie zamierzone.
Ot, na przykład te dwa:

Ale - jestem daleka od szydzenia z tutejszego dziwnego angielskiego, zwłaszcza gdy przypomne sobie kłujący po oczach afisz z krakowskiego TESCO, ogłaszający przecenę na "świerk kujący", albo inne "kfjatki"...







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...