niedziela, 15 grudnia 2013

Legendy czytane z drewnianych komiksów

W poprzednim poście wspominałam o mikronezyjskich deskowych opowieściach, używanych jako nośnik przekazu i element dekoracyjny. 

Storyboards wyglądają mniej więcej tak:

Oczywiście, mogą być też znacznie prostsze - prostokątne. Często rzeźbione i malowane historie dekorują wnętrze i elewację bai, czyli tradycyjnej palauańskiej sali zebrań mężczyzn, gdzie do tej pory panowie zbierają się raz w tygodniu - pogwarzyć o niczym specjalnym lub podjąć ważne decyzje dotyczące klanu i społeczności. Bai tradycyjna wygląda tak:

Wykonana jest w całości z drewna i liści palmowych, bez użycia gwoździ. Co ciekawe, wiązanie za pomocą sznurka z włókna kokosowego pozwoliło Airai Bai przetrwać nienaruszenie uderzenie tajfunu Haiyan/Jolanda - czyli tego, który spustoszył Filipiny jakiś miesiąc temu.

Tak dla przypomnienia - PCK organizuje zbiórkę pieniędzy na pomoc ofiarom tajfunu na Filipinach. Można wpłacić 5 lub 10 złotych, można więcej. Prosiłam o wpłaty z okazji moich urodzin, przypomnę jeszcze raz z okazji zbliżających się świąt. 10 lub 20 zł to nie majątek, a dla kogoś to paczka z jedzeniem, wodą czy karimatą do spania. Szczegóły - tu.

A jakie historie można znaleźć na palauańskich desko-skryptach?

Opowieść pierwsza - o cudownym drzewie chlebowca

Dawno, dawno temu na wyspie zwanej Ngibtal, w małej chatce na uboczu zyła sobie stara kobieta. Całymi dniami wpatrywała się w morze, czekając na powrót swojego jedynego syna, który pojawiał się od czasu do czasu, gdy trasa jego licznych wędrówek po archipelagu akurat przebiegała w pobliżu. Staruszka nie tylko czuła się samotna, ale i głodna - gdyż choc obok jej chatki przebiegał trakt łączący wioskę i przystań rybaków, nikt z sąsiadów nie zatrzymał się nigdy na krótką pogawędkę, nie wspominając już o podzieleniu się połowem. 
Gdy pewnego dnia syn w końcu zawitał w rodzinne strony po długiej nieobecności, matka nie szczędząc gorzkich słów poskarzyła się na swój los, a zwłaszcza brak jedzenia - tym bardziej dotkliwy w porównaniu do obfitych posiłków reszty wioski. Słuchając jej narzekań i wyrzutów, chłopak odciął gałąź drzewa chlebowca rosnącego w przydomowym ogródku. Z kikuta trysnęła słona woda, cieknąca zgodnie z rytmem falowania oceanu. Po każdym przypływie pod drzewem leżało zawsze kilka ryb, więc staruszka już nie musiała martwić się o pożywienie.
Oczywiscie cudowne drzewo szybko stało się przedmiotem zazdrości sąsiadów i zwłaszcza sąsiadek. Uważali oni za szczególnie niesprawiedliwe, że rybacy z wioski muszą wypływać w morze, ryzykować życiem i męczyć się z połowem, a wsztstko to bez gwarancji sukcesu - podczas gdy ktoś inny bez wysiłku dostawał je w prezencie od losu. Gdy złe emocje wzięły górę,  podjudzeni przez swoje żony wieśniacy zakradli się pod osłoną nocy na podwórko starej kobiety, aby zniszczyć przedmiot sporu. Gdy tylko cudowne drzewo padło pod uderzeniami siekier - z pniaka chlusnęła  nieokiełznana rzeka wody, zalewając chatkę staruszki, zazdrosnych wieśniaków, ich domy, przystań i łodzie, a w końcu przykryła całą wyspę...
Do dziś widać resztki zatopionej osady- podczas odpływu da się zauważyć stopnie czy resztki traktu wykładanego kamieniem. Ponoć to właśnie zasługą magicznego drzewa są nieprzebrane ławice ryb, zasiedlające wody atolu...

Na diugoniu z muzeum Etpinson wyrzeźbiono właśnie tą historię - jest i stara kobieta, i drzewo, i ryby, i tłum zazdośników oraz zazdrośnic...
A skąd w ogóle wzięły się diugonie?
Opowieść druga - dziewczynie zamienionej w syrenę

Dawno, dawno temu żyło sobie biedne małżeństwo z jedyną córką. Dziewczyna zaszła w ciążę, a jej amant wyparł się odpowiedzialności i zniknął. W społeczeństwie Palau posiadanie przedmałżeńskiego przychówku było stygmatyzowane, więc rodzice uczulili jedynaczkę na konieczność przestrzegania wszelkich zakazów i tabu, a dziewczyna posłusznie wypełniała ich zalecenia. W stosownym czasie urodziła córeczkę i po zakończeniu rytuałów towarzyszących narodzinom pierwszego dziecka została przyjęta w towarzyski poczet matek, bez żadnych przykrych incydentów czy insynuacji.

Rytuał wygląda mniej więcej tak jak na zdjęciach: 
Pierworódka jest poddawana oczyszczeniu w specjalnie dla niej zbudowanej saunie, namaszczana olejami ochronnymi, masowana, hołubiona... Potem ubiera się ją w specjalny strój w jaskrawych kolorach i przenosi w wybrane miejsce. Kobieta ustawia się tam w widocznej na zdjęciach pozie i trwa w bezruchu kilka godzin, a zaproszeni goście składają u jej stóp podarunki.
Według tego, co przekazała mi Tatiana - dziewczyna ze zdjęć jest kimś stojącym bardzo wysoko w hierarchii klanowej, ale nie mieszka tutaj, i z tego względu zadecydowała o upublicznieniu fotografii ilustrujących dosyć intymne momenty.

Bohaterka legendy miała wielką słabość do orzechów betelu. Kobiety w ciąży i połogu nie powinny jeść tej używki, jednakże dziewczyna nie mogła się opanować - i gdy tylko matka wyszła z domu, rzuciła się na zakazany przysmak. Zanim zdążyła przeżuć orzechy, matka wróciła - a zaskoczona dziewczyna rzuciła się ucieczki, biegiem na plażę i do wody. Matka z niemowlęciem na ręku wołała ją i prosiła, ale wstyd palił dziewczynę tak mocno, że zanurkowała, aby nie słyszeć krzyków najbliższych... Gdy wynurzyła się po długiej chwili, nie wyglądała już jak kobieta - a tylko wypchane policzki przypominały kim była i dlaczego wolała się skryć pod wodą.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...