niedziela, 5 stycznia 2014

Jeszcze o lizaniu kultury... ( i kulturalnych artefaktów... z wątkiem perwersji i pornografii)

Obiecałam kontynuację wątku artystyczno-liżącego. Zatem zapoznam was z jeszcze jednym kąskiem sztuki nowoczesnej made in Taiwan. Zatem, wróćmy na brzeg portu Kaohsiung, przerobionego na przestrzeń wystawowo-publiczną.
Uwielbiam wieloznaczność. Uwielbiam intensywne kolory, miękkie linie, oraz lustrzany połysk zaczerpnięty z przysłowiowych psich jajec tudzież butów podporucznika z kompanii honorowej (poza politurką na czymkolwiek, którą trzeba polerowac, yhhh). I koty też lubię... Zatem - oto kotki.
Wiem, trochę upiorne na pierwszy rzut oka, symaptyczne kocie łepki zastąpiono paluchami. Ale... Po chwili dziwne wrażenie znika, a dłonie złożone w zwierzęce pyszczki nawet pasują do całości. W dodatku ciała są takie kocie, kociomiękkie i kociozgrabne.
Młodociany namiętnie i uparcie przekonywał mnie, że znalazł się tam "gest lotosu" czy jak się takie medytacyjne ułożenie rąk nazywa - aczkolwiek, po tymże dictum zaczynam powątpiewać w solidne fundamenty jego buddyjskiej wiedzy. Albo wierzyć kataklizm chińskiego astygmatyzmu z krótkowzrocznoscią i zło płynące z globalnego czytania (lansowanego obecnie w przedszkolach - żeby mamy mogły się chwalić, że ich trzylatki już czytają. Grr). W każdym razie, jakby nie było, na kocich tułowiach nie ma żadnych odnośników do buddyzmu z wegetarianizmem, są kociłapki.
Udawanych zwierzaków z recyklingu było więcej, tylko już raczej w formacie kieszonkowo-pokojowym. Konia z podków sama bym przytuliła (lubie konie, podkowy przynoszą szczęście, a w dodatku nadchodzący chiński nowy rok to Rok Konia, chyba Wodnego). Co do kurczaka... Nie wiem, jakiś taki horrorowaty.
Na osobnej części nabrzeża prezentowały się domy ekologiczne. Nie chciałam wierzyć, że Tajwańczycy posiadający kasiorę i trzymający władzę zamiast machnąć sobie porządną rezydencję z basenem, kominkiem i sauną... płacą konkretne sumy za - uwaga- "domki" z kontenerów, ciasne, bez windy, w dodatku zespawane na odwal się, straszące zgrzewami, nieizolowane i ewidentnie wyglądające na prowizoryczne dary dla powodzian.
W środku - wyposażenie spartańskie - albo Ikea, albo makulatura i inna ekologia - czyli meble "papierzaki". Na uwagę zasługuje to krzesło - może niezbyt wygodne, stabilne i trwałe - ale za to design ma lokalny koloryt, innymi słowy - udaje słynny artefakt sztuki głaziano-naturalnej, czyli "Głowę Królowej" z Parku Narodowego Yehliu.
A teraz w końcu przejdę do obiecywanego chińskiego porno :D

W centralnym punkcie przestrzeni wystawowej znalazło się miejsce dla Guan Gonga, walczącego z potworem.
- Jak to nie wiesz kto to jest Guan Gong? - niebotycznie zdegustował się Młodociany. - Przecież wszyscy wiedzą kto to jest Guan Gong. Guan Gong jest wszędzie, jest bardzo sławny i popularny i w ogóle...
Guan Gong to taka często spotykana figura - wielkiego, brodatego i wąsatego mężczyzny z czerwoną twarzą i olbrzymią ni to halabardą, ni to mieczem. Jest powszechnie czczonym bóstwem ochronnym - i dlatego oprócz medalionów z Buddą, to właśnie biżuteria z Guan Gongiem jest najpopularniejszą ozdobą każdego szanującego się Tajwańczyka. W dawnym (czyli nie-komunistycznym) Hongkongu każdy posterunek policji na wyposażeniu miał małą kapliczkę/świątyńkę poświęconą długobrodemu bożkowi o czerwonej twarzy. Na Tajwanie nie jest to aż tak popularne zjawisko, ale niewątpliwie pod opiekę Guan Yi oddają się zwłaszcza żołnierze i policjanci.
Guan Gong, zwany też Guan Yu lub Guan Yi był kiedyś człowiekiem - dowódcą wojskowym. Jego żywot przypadł na Epokę Trzech Królestw, a dokładniej przełom II i III wieku n.e. Guan Gong jest jednym z bohaterów klasycznej "Opowieści o Trzech Królestwach" - czyli długiego moralitetu poświęconego wartościom konfucjańskim, który każde chińskie i i tajwańskie dziecko zna od kiedy nauczy się czytać.
Guan Yi w Pier2 wygląda jakby zszedł z jedwabnego zwoju wytatuowanego pieszczotą tuszu w splecione losy pięknych księżniczek, dzielnych rycerzy i sprawiedliwych władców. Granit układa się w zbroję generała, długą i obfitą brodę będącą jego znakiem rozpoznawczym, surowe rysy. Jedynie oczy "w kształcie feniksów" - czyli mocno skośne, wąskie niczym listki wierzby - wykończono błyszczącym metalem. Ciężko wytrzymać srebrne, przenikliwe spojrzenie, które dosięga każdego przechodnia i podąa za jego krokami (iluzja podobna do tej zastosowanej przez Leonarda w potrecie Mony Lizy). W ręku generał-bóg dierży swój sławny długi "miecz" - Zielonego Smok Księżycowego... I na tym kończy się legenda...
Na tradycyjnej chińskiej halabardo-kosie zamontowano bowiem radośnie uśmiechniętą piłeczkę, i jeszcze mopa.
Osobną historię stanowi przeciwnik Guan Yi, czyli piekielny demon o psiej aparycji. Jest potężny, z realistycznie oddaną zwartą do skoku muskulaturą, z rozwartej paszczy wystaje demonicznie wijący się jęzor i śnieżnobiałe, ostrze kły ... Widać, że wzorowano go na japońskich wizerunkach demonów i wysłanników piekieł, w dokładnie odwzorowanej grze mięśni, dynamice i czystej linii ...
Yyyyyy.... Aha. Yhhm... Oooo!
"Podwozie" diabelskiego potwora zdobi wielki, wyprężony czerwony kutas, w dodatku obdarzony twarzą na czubku. Rzecz jasna ten atrybut wzbudził najżywsze reakcje publiczności - część z zażenowaniem, niedowierzaniem i "pewną taką nieśmiałością" czaiła się z dystansu kątem oka łypiąc na anatomię w rozmiarze i kształcie zdecydowanie nie-azjatyckim. Jednak co poniektórzy - zwłaszcza dziewczęta zaznajomione z podobnymi widokami - radośnie wiły się, tuliły i pozowały - dbając o tytułowe liźnięcie kultury...


1 komentarz:

  1. Nie wiem kto jest autorem tej czerwonej kreatury ale ewidentnie musi to być kobieta.
    Wizualizacja dużego penisa i seksistowski akcent głowy na czubku ptaka. Musi oznaczyć jedno - co już jest nam dobrze znane - facet myśli tym co ma między nogami.
    hmm....Teraz zastanowić się trzeba czy duża głowa oznacza myślenie konstruktywne czy zupełnie odwrotnie. A trochę inna interpretacja...im większa głowa tym ciekawsze...pomysły?!

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...