środa, 23 lipca 2014

Piknik! Piknik! Piknik! - Już pora na X Małopolski Piknik Lotniczy

Końcem czerwca 2014 plakaty rozlepione po całym Krakowie (i pewnie nie tylko) zapowiadały jubileuszowy, X Małopolski Piknik Lotniczy. Zatem, jak mogłoby mnie zabraknąć?

Organizowana przez krakowskie Muzeum Lotnictwa Polskiego coroczna, dwudniowa impreza ściąga tłumy nie tylko sympatyków lotnictwa, ale i osób chcących spędzić weekend na czymś ciekawszym niż rajd ze szmatą do podłogi. Przez 10 lat „piknik” wrósł nieodwołalnie i nieodwracalnie w kalendarz wydarzeń krakowskich.
Jako że miał być to jubileusz – nastawiałam się na „bógwico”, po odrzuceniu koncepcji równie fantastycznych co niemożliwych do zrealizowania (przelot F-16 z żalem zaliczyłam do tej kategorii) wciąż plotki i przecieki wyglądały obiecująco. Nie czarujmy się – choć to spora impreza, to jednakowoż jest piknikiem familijnym a nie pokazem dla decydentów od przetargów, a w dodatku odbywa się w centrum miasta, pomiędzy zabudowaniami, więc „palniki” nie wyrobiwszy na zakręcie mogłyby wpaść do akademika na szybkie piwko. A moherowe berety na zagłuszenie niedzielnego spotkania z ojcem Tranzystoreuszem mogłyby strącić chluby polskiej armii za pomocą ciężkich modlitewników i miotanych różańców.
Meteo było łaskawo-niełaskawe, słoneczko z fotogenicznymi chmurkami, trochę wietrzyku i radosna perspektywa nadciągającego frontu burzowego. Za to ku wielkiej uldze wszystkich, stanowisko „prasowe” dla fotografów akredytowanych przeniesiono spod spotterskiej czereśni na tradycyjną już pozycję „na górce”, niestety nie wykoszonej – za to pełnej jakiegoś robactwa gryzącego niemiłosiernie w tyłek i stopki. No ale kto by się przejmował, podziwiając wartko toczącą się akcję?
Zwyczajowo już przed godziną „O” w powietrzy fruwały paralotnie i motolotnie, zaś właściwe pokazy otwarły skoki spadochronowe w wykonaniu WKS „Wawel”, a potem całość potoczyła się sprawnie według sprawdzonego przez dekadę scenariusza i ze sprawdzonymi przez dekadę wykonawcami. 
Tą motolotnią latałam kiedyś nad Krakowem :D - pilotuje Jarek
Komentował – również niezrównany i niezastąpiony od lat 10 Jan Hoffman, jednakże na górkę spotterską dolatywały tylko strzępy dygresji i anegdotek. Było miejsce i dla szybowca, i dla „Żelaznych” (w tym roku tylko pojedynczo, gapiła się luda kupa jak to latał Wojek Krupa na Extrze 330)



oraz dla człowieka, który ma z Bogiem jakiś niepojęty kontrakt – Jurgisa Kairysa wraz z Rumunami udającymi Litwinów – czyli „Aerobatics Yakkers”,






latający eksponat Jak-18 w niezwykle fotogenicznych low-passach, niestety - nie uchwyconych z uwagi na wredną cysternę złośliwie zajmującą pierwszy plan w jakimkolwiek ujęciu  lotu robionym z dozwolonych miejsc :(
Artur Kielak po spokojnym i równym pokazie indywidualnym zwerbowany do eskorty Spita, Robert Kowalik wyczyniający cuda swoją Xtrą, 
oraz policyjna Kania, prezentująca swoje mozliwości zarówno bojowe jak i w sypaniu świeżo skoszonym trawnikiem w publiczność oraz produkty spożywcze personelu



najmniejszy samolot świata, ochrzczony ksywką roboczą "Bugatti" - czyli amatorski, maleńki Hummelbird, sławny z tego że jest konstrukcją składaną w garażu (to oczywiście spore uproszczenie) i tak właściwie to jest rozmiaru bardziej zamaszystej konstrukcji modelarskiej (ok 140 kilo wagi, rozpiętość skrzydeł 5.5m, odległość posladków pilota od poziomu trawnika -45cm), ale niewątpliwie choć wygląda na zabaweczkę - w powietrzu daje radę


oraz szacowny acz dziarski emeryt – czyli Wiedeńczyk, kręcący taniec smoka pełen zwrotów, nawrotów i przechyłów prezentujących jedyne w swoim rodzaju malowanie.


Najmocniej wyczekiwanym debiutem piknikowym był Supermarine Spitfire LF Mk XVIE, sprowadzony do Polski dzięki upartym staraniom Jana Mainki. Dla tych którzy nie wiedzą - jest to samolot -legenda II Wojny Światowej, mechaniczny bohater Bitwy o Anglię i rumak bojowy między innymi polskiego Dywizjonu 303.

Niestety, czy to z uwagi na przepisy czy z własnej ostrożności, pilot latał wysoko i daleko a więc mało spektakularnie dla rozpuszczonych oczu widowni przyzwyczajonej do akrobacji tuż przed nosem – ale i tak przelot w duecie z XA41 można uznać za bardziej niż udany.

Do udziału zaproszono także wojsko, i oprócz Mi-8 wyrzucającego skoczków i efektownie szarżującego zza pobliskich bloków na niepomiernie irytująco ustawione cysterny z paliwem, 



w program wpisano także CASĘ i (juppi!) Biało-CZerwone Iskry, które pojawiły się dotąd w Krakowie dwukrotnie. Tm razem zamiast przelotu spalającego nadwyżkę paliwa po zawodach grupa zaprezentowała dłuższy program, loty w szyku oraz rozejście – co biorąc pod uwagę zaostrzone przepisy ULC i warunki pogodowo-terenowe można uznać za satysfakcjonujący kompromis oczekiwań i możliwości. 


Za to Casa nie zachwyciła, ot – wykonała prosty i dosyć wysoki przelot. Cóż, nie jest to Spartan (czyli "taka lepsza Casa z mocniejszym silnikiem", żeby wywijać beczki, pętle i inne wygibasy, ale gdyby nie komentarz Jana Hoffmana można by ją wręcz pomylić z lądującymi na Balicach rejsówkami.
Tutaj - wspomniany Spartan, czyli samolot transportowy - podczas pokazu w Radomiu. Szczególnie interesujący fragment - po 3:15.

Pogoda nieco popsuła szyki organizatorom, i część maszyn nie dostała zezwolenia na start, z uwagi na zmienny wiatr i ogólne warunki pogodowe nie dotarł Focke-Wulf 44, były też drobne problemy ze startami i lądowaniem maszyn, a nawet krótka przerwa techniczna z uwagi na to że akurat zaczeło lać. Piloci z dalszych okolic zebrali się szybko, bez zwyczajowego gremialnego pożegnania z publicznością po 17-ej. Za to dzięki słońcu dopisały „piekne panie” poubierane w stroje piknikowo-stosowne. Sobotni poranek do wieczora należał do pani trzymającej z policją, odzianej w sandałki-rzymianki oraz kieckę tak krótką i obcisłą, że chyba żaden facet z publiczności nie przegapił tego widoku, gdy kręciła się wte i wewte w obstawie mundurowych. Niedzielę zdominowały zaś wesołe kobitki w ciuchach z serii „remove before flight”- i też było wesoło.

Reasumując - cały X Piknik Lotniczy może i nie powalił na kolana swą jubileuszowością, ale też nie ma się specjalnie do czego przyczepić. Zaprezentowano sprawdzony program, dobrych wykonawców, sporo atrakcji naziemnych - typu grupy rekonstrukcyjne, wystawy stacjonarne plus kramy z balonami, grochówką, militariami, mydłem i powidłem, dmuchane zamki i inne gadżety. Pogoda była całkiem fotogeniczna, organizacja wystepów - nie zawiodła, poza tą cysterną, którą chyba cała górka chciała posłać w kosmos, wykonawcy stanęli na poziomie... Innymi słowy, zapraszamy za rok.


1 komentarz:

  1. A czy teraz w najbliższym czasie też będzie coś takiego zorganizowane? :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...