czwartek, 23 października 2014

Europejskie śniadanie po tajwańsku

Swego czasu opowiadałam wam o moich śniadaniowych perypetiach, czyli o tym, jak Młodociany wmuszał we mnie cokolwiek z ogólnodostępnej palety szamy przed-szkolnej, zazwyczaj równie obrzydliwej co powszechnej.
Czyli - były naleśniki z czymś mięsnym i szczypiorkiem, były bułki z farszem padlinowo-cebulowym, odbijającym się jak nieszczęście, było parszywe spaghetti nawet nie dające się określić jak twór spagetti-podobny i zielona buła o smaku mydła i aromacie płynu do płukania tkanin (według podpisu - zielona herbata). I inne wynalazki, serwowane codziennie - na korytarzu HuaYuZhongxin, przed samymi zajęciami, przez mojego tzw "Brekfast Boyfriend Delivery Service" - na widok którego Japoneczki z mojej grupy sikały po nogach, rozpływając się w maślanych uśmiechach.
Za każdym razem kiedy fukałam pełna zdegustowania nad chińskim sniadaniem, i marzyłam w głos o tradycyjnym, europejskim - Młodociany pozostawał głuchutki niczym pień. Nigdy nie zainteresował się w ogóle czym to "ełropejskie, z uwzględnieniem środkowoełropejskości" śniadanie się je, co w jego skład wchodzi i dlaczego jest lepsze od chińskiego w oczach sfochowanej Księżniczki, gromko bekającej cebulką.

I dopiero dziś mnie oświeciło, dlaczego...
Młodociany w dobroci swego buddyjskiego serduszka ratował mnie przed potworem i subtelnie próbował przekonać do normalnego jedzenia. Tak bowiem wedle definicji wygląda "typowe europejskie śniadanie" w typowo europejskiej jadłodajni.
Ja rozumiem, że Szwedzi mogą być dziwni. Ale śniadanie w postaci: gównoskrętnej kiełbski (chyba, bo może to być precel z pełnego ziarna), kalafiora i brokułów oraz ziemniaków zakąszanych ryżem (no chyba że to kapucha) do mnie nie przemawia. 
Nie dziwię się zatem zupełnie, że rasowy Tajwańczyk lecąc do Europy, w bagażu kamufluje 20 kilogramów zupek chińskich i dwie pary gaci na zmianę.
Czy ktoś z was widział kiedyś ciekawsze śniadanie w stylu europejskim?

3 komentarze:

  1. Ciekawe to śniadanko :) raczej kiełbasa i kapusta niż precel i ryż. Nie wiem, czy dałabym radę czemuś takiemu na śniadanie ;) Różne są zwyczaje śniadaniowe :D W Polsce też: niektórzy jedzą parówkę albo jajecznicę, inni słodką bułkę czy jogurt :) Jest jeszcze opcja zupy mlecznej ;).
    Kinga

    OdpowiedzUsuń
  2. ha, mój kolega Norwegi twierdzi że to precel cynamonowy, bo on takie miał na śniadanie w Danii. Drugi, Szwed, upiera się że to jednak kiełbasa - ale takiego śniadania to on na oczy w Szwecji nie widział :D

    OdpowiedzUsuń
  3. U mnie rządzi Porządne Wyspiarskie Śniadanie (dla mnie to Potrójny Bypass). Takie ze wszystkim, od kiełbasek (smażonych) i kaszanki (smażonej) po pieczarki (smażone), jajko (smażone) i fasolkę (dzięki bogom nie wymyslili jak ją usmażyć ale jestem spokojna o to, że i na to wpadną. Obok jeszcze trochę tłuszczu i węglowodanów. Oraz pomidor (przysmażony) - chyba lubią słuchać dźwięku witamin kwilących cicho z samotności. Nigdy tego nie jadłam, wysoko cenię fakt posiadania własnej zastawki w sercu i innych takich fanaberii. Raz dźgnęłam widelcem pieczarkę na talerzu osoby trzeciej, Była zaskoczona (osoba, nie pieczarka) że nie doszło do konsumpcji, ja byłam zaskoczona że ktoś może doprowadzić pieczarkę do takiego stanu. Wyglądała smutno i staro (pieczarka, nie osoba).
    Dla równowagi mają świeże ryby, owoce morza i jagnięcinę, nie marudzę, jako nielokales akceptuję lokalne przyzwyczajenia co nie znaczy, że się w nich z marszu zakocham i zacznę się wszystkim opychać jak jakiś sołtys.
    :-)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...