czwartek, 16 października 2014

Nasz Lajkonik ten Lajkonik po Tajwanie sobie goni...

Lajkonika chyba wszytskie dzieci znają. Gdyby zaś niektórzy dorośli mieli braki w edukacji przedszkolnej albo sobie zapomnieli, Lajkonik to taka tradycja krakowska, o której szeroko i przystępnie wspomina Ciocia Wiki.

Prezentację mamy zatem za sobą.
Nie każdy wie, że inna krakowska legenda powiązana z Lajkonikiem - o urwanym hejnale z Wieży Mariackiej- wcale nie kończy się w XIII wieku (ponoć A.D. 1281) na krakowskim rynku, gdzie mieszczanie fetowali odparcie tatarskiego ataku (a jeden z nich przebrał się w znalezione łachy ze spiczastą czapką i bogato zdobionym płaszczem - i tak tańcował po całym mieście, i tak ponoć zaczęła się tradycja pochodu Lajkonika). O nie, moi drodzy - legenda o hejnale i tatarskim jeźdźcu wiedzie pomiędzy rzeki Amu -Daria i Syr- Daria,przez pustynię Kyzył-kum do stóp gór Tienszan i Ałtaj. Do Uzbekistanu, do jednego z najstarszych miast Azji, leżącej przy Jedwabnym Szlaku - Samarkandy.
Pisze o tym Ksawery Pruszyński w opowiadaniu "Trębacz z Samarkandy":
Kiedy wyprowadzane przez Generała Andersa z radzieckich obozów koncentracyjnych oddziały Polaków zatrzymały się w Samarkandzie, przyszła do generała miejscowa starszyzna. Poproszono generała o wypożyczenie trębaczy. Generał się zgodził. Trębaczy poproszono, by zagrali melodię, która grają od pradziejów w stolicy swojego kraju, tę melodię, którą grają z wieży. Domyślili się żołnierze, że chodzi o hejnał mariacki. Zagrali. Grali kilka razy, w różnych miejscach. Nikt nie chciał Polakom wyjaśnić, po co grają ten hejnał i dlaczego właśnie w Samarkandzie. Wreszcie ktoś się wygadał. Zawsze wojnom towarzyszyła biurokracja. Szykując wyprawę spisywano dokładnie liczbę ludzi, koni i sprzętu, straty, zyski itd. Istniał podobno kiedyś taki zapis o wyprawie na północno-zachodni kraj. Wyprawa zakończyła się wielką klęską. Wielu dzielnych wojów i wielu wodzów zginęło. Przegrana była wynikiem gniewu bożego. Bóg obraził się na swych wiernych i obrzucił ich klątwą, bo zaatakowali miasto, kiedy ono wzywało swych mieszkańców do modlitwy. Rzeczywiście muzyka płynąca ze szczytu wieży, to w kulturze islamu wezwanie do modlitwy. Klątwa ta tak długo miała ciążyć na narodzie, dopóki nie przyjedzie wojownik z tego napadniętego kraju i nie zagra tej samej melodii w Samarkandzie. Czy to prawda, czy fantazja literacka, trudno powiedzieć.

Czy historia uzbeckich wojowników w armii Tamerlana jest prawdą, czy to kaczka dziennikarska - nie wiem. Ponoć Ksawery Prószyński wymyślił całą historię po kilku głębszych łykach herbaty gdy los rzucił go do Kujbyszewa (obecnie Samara) na placówkę dyplomatyczną. Z drugiej strony - w tymże Kujbyszewie w 1941działał punkt zborny dla Polaków zgłaszających się do nowoformowanych Polskich Sił Zbrojnych w ZSRR czyli armii generała Andersa... 
Zawsze wiedziałam, że nasza kultura - choć tak środkowoeuropejska i jedyna w swoim rodzaju, ma wiele odniesień i zapożyczeń z Dalekiego Wschodu. Jednak nie byłam zupełnie przygotowana na widok, jaki się rozpostarł przede mną na lotnisku w Tajpej pewnego czerwcowego popołudnia...

Zobaczyłam - mini-lajkoniki brykające na scenie. Skośnookie, czarnowłose dzieciaki, poubierane w końsko-kolorowe kostiumy i tańcujące skocznie do melodii mającej mało wspólnego z tradycyjnym "Lajkoniku laj laj".  

Dzieci wykonały skomplikowany tradycyjny taniec tajwański, inspirowany oprawą świątynnych misteriów (ha, znów jakieś nawiązanie do tradycji Lajkonika!) - czyli w tym wypadku składający się głównie z szybkiego truchtania w kółeczku i podskoków oraz trzęsienia dekoracją i końskim kadłubkiem. Niestety, dynamika pokazu nie pozwoliła mi na zrobienie ostrych jak żyleta Mach3 fotografii. Ale koniki i feerię kolorów widać, wystarczy.








Co ciekawe, indagowani przeze mnie Tajwańczycy wybałuszali gały na owo dziwowisko, równie zaskoczeni jak ja. A pytałam ludzi inteligentnych i obdarzonych wiedzą ogólną znacznie wyższą niż spis wyprzedaży w pobliskim centrum handlowym. Zatem - nie jest to raczej tradycyjny tajwański taniec, a raczej jakiś okolicznościowy program z okazji panującego obecnie Roku Konia. Chyba że ktoś z Was rozpozna jakiś inny trop i mnie oświeci?

PS. Tradycyjny tajwański taniec przyświątynny wygląda na przykład tak:

lub tak (tu akurat przedstawienie z dużą ilością wspomnianego ganiania w kółeczko i podskoków):



3 komentarze:

  1. Cudne są te Lajkoniki :)
    Kinga

    OdpowiedzUsuń
  2. ooo, jakie fajne! A i legenda mi się podoba. Nawet jeśli wymyślona, to i tak ciekawa :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No nie ! Chińczycy podrabiają nam już nie tylko czosnek, ceramikę z Bolesławca ale i Lajkonika :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...