sobota, 31 stycznia 2015

Sezon na katar...

I nie mylić tu z Katarem, który nam dokopał w rękę. Chodzi o pospolitego obcego o glutowatej konsystencji, który kolonizuje nasz nos, mózg i resztę systemu oddechowego.

Na Tajwanie katar /przeziębienie / grypę/ anginę złapać jest wyjątkowo prosto, zwłaszcza "latem" - czyli przez 10 miesięcy w roku, gdy temperatura zewnętrzna poraża upałem, a menadżment w sklepach pragnie nieba uchylić kochanym klientom i hula klimą na luksusowe 20-22C. I wiadomo, co się dzieje - aaaaa psik, inwazja obcych na ścianie.
Ale to białasy, trudów tropikalnego życia niezwyczajne. Tajwańczycy chorują gremialnie zimą i na wiosnę. Wiosenny deszczyk i przerwa w nasłonecznieniu. a zimą połączenie - ciasnoty międzyludzkiej, bliskości Chin, ogólnego ochłodzenia, klimatyzacji, wilgoci, zanieczyszczenia i wielu innych czynników powoduje, że Tajwan zamienia się w krainę smarkających zombiaków. (Normalnie zamieszkują go zombiaki półżywe ze zmęczenia i ożywiające się tylko na hasło Iphone 6S za pół ceny). 
Jak sobie radzić z katarem na Tajwanie? Oto osiem zasad, ponoć powiązanych z ośmioma trygramami feng-shui.

Po pierwsze - nie smarkaj (nie mylić z odpluwaniem)!
Smarkanie jest be, nie tylko publiczne - ale i półprywatne opróżnianie nosa w chusteczkę w czeluściach szkolnej toaletu może skończyć się linczem wzrokowym i zgorszonymi komentarzami. Tak nawiasem mówiąc, Tajwańczycy nie opanowali chyba powszechnie sztuki wydmuchiwania nosa, bowiem ciężko zakatarzony Młodociany na hasło "Smarknij se, to ci ulży" popatrzył na mnie jak na kosmitkę. I potężnie zdegustowany poddał się szkoleniu "jedną dziurkę zasłoń, a drugą dmuchaj, mocno, mocniej, no przyłóż się bo ja ci przyłożę zaraz". Ogólnie stwierdził, że to jakieś chamskie brewerie i w ogóle to- tal-ny brak kultury i savoir vivru, a poza tym od tego dmuchania to go boli głowa. 
Co zatem z katarem robi grzeczny Tajwańczyk i porządna Tajwanka (i inni skośnoocy mieszkańcy Azji) w każdym wieku i w każdej sytuacji? Ano, zasysa glut z nosa do gardła i przełyka gulę. Załatwiając jednocześnie czynności laryngologiczne oraz małego głoda. 
Fachowo zowie się to po chińsku "jedzeniem makaronu", i spowodowało że na makaron zwany w Polsce "sojowym" (takie przeźroczyste kluchy, robione z zielonej fasolki a nie soi) patrzę co najmniej z mieszanymi uczuciami. 
Po drugie - używaj chusteczek!
Chustka do nosa - albo lepiej mały ręczniczek - służą  do kasłania w niego/nią/nie. Po prostu czując nadchodzący charkot z cherlaniem, przyłóż chustkę /ręcznik / w ostateczności rękaw - do otworu gębowego i sobie pocharkocz, jak rasowy gruźlik w ostatnim stadium galopujących suchot z filmu o ciężkim losie klasy robotniczej w XIX wieku. Oczywiście, zwolnienie lekarskie czy zwykłe zostanie w domu na własne życzenie z okazji grypy - to jakaś chora fanaberia tych tam, leniwych białasów z Zachodu, prawdziwy bowiem Azjata pomimo przeciwności losu ćwiczy cnoty konfucjańskie i symuluje robotę jak zazwyczaj.
Po trzecie -zadziej maskę. 
Wówczas nie będziesz musiał się z nikim dzielić swoim makaronem. A czynność "jedzenia makaronu" stanie się wręcz intymna. Nie mówiąc już o tym, że twoja rozgorączkowana twarz o spieczonych ustach i czerwonym nosie  nie będzie straszyła, zaś tajemnicze spojrzenie znad krawędzi maseczki może być hitem sezonu. 
Pozuje - Nico, ćwicząca powłóczyste spojrzenia
A poza tym, jak kaszlniesz lub chrząkniesz, lub khmmmkniesz bez maseczki w metrze / autobusie / szkole - to tłum Azjatów zrobi z ciebie miazgę spojrzeniem kłującym jak bazaltowe sztylety.
Po czwarte - lej w mordę. 
Wodę, rzecz jasna. Generalnie - jest to powszechne lekarstwo na grypkę, chrypkę, gorączkę, raka, zapalenie wyrostka robaczkowego, łysienie i śpiączkę. Pij hektolitry wody, mówił Konfucjusz. A nawet jeżeli nie mówił, to na pewno tak myślał, tylko nie chciał odbierać pracy lekarzom.
Po piąte - jeżeli cysterna wody nie pomoże, idź do lekarza. 
Lekarz grypę rozpozna w trymiga, i przyporządkuje to odpowiedniego podtypu od A do Z. Potem da ci albo cudodajne pastylki, albo w przypadku konieczności ciężkiej artylerii - zastrzyk  po którym zerwiesz się rześki i pełen energii niczym źrebię, albo - jako broń ostateczną i wunderwaffe - kroplówkę, co to wykończy na śmierć wszystkie nienawistne bakterie i wirusy w promieniu 10 m od twej osoby, lepiej niż Domestos podany dożylnie. Owszem, w dziedzinie medykamentów przeciwgrypowych / na przeziębienie Polacy i polskie apteki są sto lat za Murzynami. A nasze gripeksy, koldreksy i inne Oscillocośtam to tajwańskie mikroby by zabiły śmiechem.
Po  szóste - nie daj się bólowi i wspomagaj się sposobami z tradycyjnej medycyny chińskiej. 
A że najlepszym lekarstwem na ból głowy według chińskich mędrców jest minimum złamanie ci nogi z przemieszczeniem... - to uciskaj tajemne punkty na ciele aż ci świeczki staną w oczach i pulsowanie zatok zmieni się w przyjemność w porównaniu do tego co właśnie się z tobą dzieje.
Punktów jest trzy (to znaczy jest ich więcej, ale ja znam akurat te w praktyce i wiem, że są przeciwkatarowo-wzmacniające) : pomiędzy kciukiem a palcem wskazującym, mniej więcej po środku śródstopia, oraz z tyłu/boku łydki, pod mięśniem. 

Trzeba je masować przez około 3 minuty każdy (co oznacza mniej więcej 20 minut bólu i cierpienia gorszego niż katusze u dentysty czytającego "50shades of Grey" na głos podczas borowania). Nacisk na owe punkty (znajdziecie bez pudła, najlepiej ćwiczyć na solidnie unieruchomionym kimś) pobudza bowiem przepływ energii qi, a energia qi z siłą wodospadu wypłucze z naszego organizmu wszelkie bakterie. Tak mówi moja mądra książka którą dostałam od mojego ulubionego chiropraktyka. A w praktyce nie spotkałam jeszcze Europejczyka, który po fachowym obmacaniu przeze mnie punktu na goleni lub dłoni - nie uznałby mojej przewagi moralnej itd.
No dobra, jak by to dziwnie nie brzmiało - ten sadystyczny sposób z masażem boli jak diabli, ale stawia na nogi. Mnie osobiście magiczny dotyk naładował taką energią w 5 sekund, że myślałam, że zrobię z masażysty gulasz, a jego klinikę wystrzelę na orbitę - choć do kliniki ledwo dowlokłam się słaniając. Do czynów nierządnych nie doszło tylko dlatego, że skubaniec odznaczał się wieloletnią praktyką w trzymaniu złorzeczących pacjentów i nie dał mi szans na kontratak stosując tajne chwyty chirurgicznego kung fu.
Po siódme - zmień dietę.
I tu można się zdziwić, bo w stosunku do polskich sposobów domowych i babcinych - tajwańscy lekarze stoją w wielkiej opozycji. 
Nie wolno przeziębionemu jeść cytrusów, bo "ochładzają", a witamina C to jakiś zachodni wymysł. Mleka też nie wolno, nawet z czosnkiem i miodem. To znaczy miód i czosnek owszem, ale po co ochładzać je mlekiem? No kretynizm. Herbaty też nie wolno, po co herbata jak woda jest lepsza, patrz punkt czwarty.
Co zatem jeść się powinno? Ano, nudle. Czyli makaroniki błyskawiczne, najlepiej z dużą ilością chilli. Ogólnie - wszelkie cienkie zupki, z dużą ilością chilli, które buchnie ci uszami i tym buchnięciem oczyścisz organizm z wirusów ugotowanych na twardo. Domowy rosołek na ostro, z imbirem i chilli też może być, ale po co męczyć się i gotować jak wystarczy kupić ostry "szybki makaron", zalać wrzątkiem i doprawić paczką chilli po czym wychłeptać?
Po ósme i najważniejsze!!!
W razie grypy koniecznie poinformuj społeczność stosowną zmianą statusu na FB, słit focią z miejsca akcji w przychodni na Instagramie oraz okolicznościowym zdjęciem z gadżetem stojącym na mieście. Zdjęcie od lekarza musi rzecz jasna okazywać twój bunt przeciwko chorobie bezlitośnie krzyżującej plany produkcyjne i towarzyskie, ewentualnie podkreślać ogrom cierpienia. A gadżet ma wabić oko i cieszyć oryginalnością.

Ten nos to chyba jakaś dekoracja do akcji informacyjnej na temat nowego produktu aptecznego. W każdym razie stało koło szkoły w porze lanczowej i cieszyło się popularnością. Ulotek i próbek nie rozdawało. Nie wykluczam, że to okolicznościowa rzeźba (Kaohsiung miastem sztuki nowoczesnej!), abo posążek chińskiego boga od kataru. Tak, religia dao posiada nieprzeliczoną ilość "buddów" od różnych okazji, w rozmaitych dziwnych postaciach, więc bożek-kinol od przeziębień jest jak najbardziej możliwy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...